Jazda jak codzień, praca od 8:20 do 17:20 - w sumie moglo by tak być codziennie. Wychodzenie z pracy po 18 troszke mnie juz zaczyna meczyć i irytować. Jazda w nocy moze i jest fajna i prezyjemna ale trzeba sie na pewno bardziej skupic na jeździe, aponad 2h jazdy w pelnej koncentracji po centrum nie nalezy do rzeczy przyjemnych.
Praca od 9:00 az do 17:58 kiedy to ledwo ledwo zdązyłem na pociąg. Ogolem to sie napracowalem ale tez widac tego efekty w wiadomo czym - w kocnu to moja praca jezdzic:P.
Po pracy, do domciu, szybki prosznic i zabieramy sie za ogladanie filmu z dziewczyna...lecz nagle - godzina 22:30 pada haslo "idziemy na rower". No i poszlo:P
W efekcie czego nastukalem wtedy 141 km;], wynik jak na ta pore roku mysle ze calkiem calkiem:)
Pracowałem tylko do 15, chociaz mialem skonczyć o 14...ale i tak nie bylo źle. W sumie w ciągu tych 6 godzin pracy wyrobilem taka mocno średnią dniówke:).
Nie obyło ( obiło ) sie dziś bez sensacji. Jakaś uprzejma pani w czerwonym autku typu sedan postanowiła wcisnąć sie przede mnie, na pustej drodze, efekt? Przerysowane cale tylnie drzwi samochodu. Triszke miałem stracha jak juz sie niebezpiecznie do samochodu zblizałem;/ Szkoda tylko, że uciekła...
Kurier Americano sie kłania:)
9:00...klucze są, plecak jest, kask jest, rower jest - pora ruszac na miasto do pracy, przesyłki nie moga wiecznie czekać, ktoś musi je dostarczyc
Do zobaczenia gdzieś w Łodzi!